NEWS

Każdy, czyli kto?

Główną postać sztuki w reż. Ewy Pilawskiej pt. „Ony” można potraktować jako kolejne wcielenie everymana, pochodzącego ze średniowiecznych moralitetów. Bohater na tyle uniwersalny, by na jego miejscu mógł się postawić każdy widz, doskonale zadomowił się również w sztuce współczesnej, choćby w „Kartotece „Różewicza”. Pojawił się też w spektaklu, który miała okazję obejrzeć klasa VII a w Teatrze Powszechnym w Łodzi.

Kim jest everyman? Tobohater średniowiecznych przedstawień, o duszę którego walczyły na scenie upersonifikowane alegorie dobra i zła. Określenie pochodzi z XV-wiecznego angielskiego moralitetu „The Somonyng of Everyman”.

„Ony” zostało zrealizowane na podstawie tekstu Marty Guśniowskiej. Opowiada o bohaterze, który po stracie matki wyrusza w podróż w poszukiwaniu ojca. Chłopiec nigdy go nie poznał, ale dziecięcy umysł brak wiedzy uzupełnił pięknymi fantazjami. Droga, jaką przebywa w onirycznej, bajkowej scenerii to oczywista metafora dojrzewania. Wyidealizowany obraz ojca zderza się w końcu na deskach łódzkiego teatru z rzeczywistym, tak więc, zamiast wielkiego i nieustraszonego żeglarza, widz razem wraz z Onym docierają do człowieka, który – jak się można było spodziewać – niezbyt dobrze poradził sobie z życiem. Zniewolony nałogiem nie jest w stanie nawiązać bliskiej relacji z synem. Z widzami chyba też nie. Został zarysowany zbyt schematycznie, by go tak po ludzku zrozumieć. Bo też nie  o duszę ojca toczy się gra na scenie. To Ony jest „przedmiotem”  s p o r u. O co? O duszę człowieka. Przyszłego dorosłego.

Spektakl można potraktować jako egzystencjalny traktat o drodze człowieka, który powoli traci dziecięce wyobrażenia na temat ludzi i siebie samego. Traci to, co do tej pory decydowało o tym, kim był, za kogo się uważał, ale i coś zyskuje – szansę na świadome zbudowanie własnego świata. Na szczęście, mimo poczucia zagubienia i licznych rozczarowań, udaje się bohaterowi stworzyć ciepły dom i uzyskać spokój. Widz za to dostaje przekaz, że życie każdego z nas zależy w głównej mierze od… nas samych. Oczywiście, niektórzy mają trudniej, ale nie znaczy to, że nie mogą osiągnąć szczęścia. Z jednym zastrzeżeniem, czasami droga do niego jest niezwykle kręta i długa. Jak spektakl…

– Według mnie przedstawienie było zdecydowanie za długie. Można było tę historię opowiedzieć w krótszej formie – powiedział Antek Pawlak.

– Dla mnie też było zbyt rozwlekłe, ale podobała mi się gra aktorska. Aktorzy zachowywali się na scenie bardzo naturalnie – dodał Dawid Antczak.

Po spektaklu uczniowie uczestniczyli w warsztatach teatralno-filozoficznych. Wydarzenie odbyło się w ramach cyklu edukacyjnego „Dziecko w sytuacji” autorstwa Ewy Pilawskiej. Celem projektu jest zwrócenie uwagi na trudne położenie młodych ludzi oraz nauka radzenia sobie z trudnościami życiowymi, jakie napotykają.  (krm)

Fotorelacja

Skip to content