Twórczość Uczniów

Mój największy wróg

Dzisiaj wybrałam się do galerii handlowej, gdzie spotkałam swojego największego wroga.

            – Mamo, proszę cię, chodźmy do tego sklepu obok – powiedziałam najnaturalniej, jak tylko umiałam, żeby się nie zdradzić.

            – Dlaczego chcesz tam iść, przecież… – zapytała z nieukrywanym zdziwieniem.

            – Tak po prostu – ucięłam szybko.

            – Coś mi tu nie pasuje! Przecież nie lubisz robić zakupów w tym sklepie – dodała podejrzliwie mama.

            – A może czas to zmienić? – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

            Weszłyśmy do sklepu i zaczęłyśmy oglądać buty. Bardzo nie lubię przymierzać „pantofelków”, ale skoro już tu byłyśmy, nie chciałam zrobić mamie przykrości. Nagle usłyszałam dźwięk upadających pudeł. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że stoi za mną chłopiec. Był to Mikołajek – mój wróg. W pośpiechu wybiegł ze sklepu. Zdążył jeszcze uśmiechnąć się do mnie złowrogo, po czym zniknął za witryną sklepową. Po chwili podeszła pracownica i oskarżyła mnie o zrobienie bałaganu.

            – Młoda panno! Będziesz to teraz sprzątała! – wykrzyknęła ze złością w głosie.

            – Przepraszam panią bardzo, ale moja córka tego nie zrobiła! Cały czas była obok mnie – tłumaczyła zdenerwowana mama.

            – W takim razie czyja to sprawka?! – kontynuowała wściekła sprzedawczyni.

            – Przed chwilą był tutaj mój… kolega.  To on zrobił ten bałagan – powiedziałam ściszonym głosem.

            Poczułam się jak rasowy kapuś, ale dlaczego miałabym obrywać za nie swoje sprawki. Na dodatek przez NIEGO. O, nie! Na taką wspaniałomyślność to on nie zasłużył.

            – Dobrze, w takim razie przejrzymy monitoring – oznajmiła poddenerwowana ekspedientka.

            – Sprawdźcie nagranie i przestańcie oskarżać bezpodstawnie moje dziecko! – dodała oburzona mama.

            Sprawa wyjaśniła się po piętnastu minutach. W ramach przeprosin kierownik sklepu podarował nam bon o wartości 200 zł. Później poszłam z mamą na pyszny deser lodowy. Chyba nie muszę dodawać, kogo tam spotkałam… Siedział sobie grzecznie przy stoliku z rodzicami. Jego tata czytał gazetę, a mama co chwila wycierała Mikołajkowi chusteczką buzię. Biedak wykręcał się we wszystkie strony, ale to nic nie dawało. W końcu się popłakał. „I dobrze ci tak” – pomyślałam. Chociaż, szczerze mówiąc, zrobiło mi się go żal.

Autorka: Wiktoria Misiak, kl. 4a

Przejdź do treści