Zachwyt to potęga
Rzadko mówi się o tym, że nauczyciele kształcą się równie intensywnie jak ich uczniowie. Pasja do nauczania wiąże się nierozerwalnie z zamiłowaniem do rozwoju. A na wypadek gdyby z jakichś powodów ten entuzjazm osłabł, państwo nałożyło na pedagogów ustawowy obowiązek doskonalenia zawodowego. Jednym słowem – nauczyciel nigdy nie przestaje być… uczniem. Na szczęście 🙂
Nie sposób opisać wszystkich kursów czy szkoleń, w których uczestniczyli nasi pedagodzy w mijającym roku. Zamiast tego proponuję przyjrzeć się dokładniej jednej z konferencji, zorganizowanej przez Fundację „Budząca się szkoła” i Wydawnictwo Element – „Kompetencje relacyjne w edukacji”. Wśród prelegentów wystąpili m.in. prof. Marek Kaczmarzyk, biolog, neurodydaktyk, popularyzator dydaktyki ewolucyjnej – dziedziny zajmującej się praktycznym wykorzystaniem mechanizmów ewolucyjnych w uczeniu się i nauczaniu – oraz dr Marzena Żylińska, metodyczka, założycielka „Budzącej się szkoły”, propagatorka neurodydaktyki. I chociaż dla wielu osób zainteresowanych oświatą te dwa nazwiska byłyby wystarczającym powodem, by wybrać się w niedzielę do Torunia, to magnesem, który ściągnął z całej Polski kilkuset pedagogów – w tym p. Aleksandrę Gomulską, p. Kingę Drzewiecką i p. Katarzynę Roszak-Markowską – okazał się André Stern.
„Gdy miałem ochotę, mogłem codziennie przez sześć godzin uczyć się bez przerwy niemieckiego i nikt nie mówił mi po czterdziestu pięciu minutach, że czas się skończył, a ja powinienem zabrać się za matematykę lub biologię. Nigdy nie musiałem mierzyć się z pytaniem, z którego przedmiotu jestem słaby, żeby wiedzieć, co mam doskonalić – mogłem robić dokładnie na odwrót: mogłem doskonalić to, co mnie zachwycało, w czym już byłem dobry, a mogłem stać się jeszcze lepszy”.[1]
Podtytuł książki, z której pochodzi cytat, brzmi: „Historia szczęśliwego dzieciństwa”. André Stern ma obecnie 53 lata, więc już nie jest dzieckiem, ale jedno się nie zmieniło: nadal jest szczęśliwy. Wręcz zaraźliwie! Uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że zawdzięcza to temu, że nie spędził ani jednego dnia w szkole i nie doświadczył np. długotrwałego wysiłku. Fakt, że nie uczył się z rówieśnikami w klasie, nie oznacza, że dzieciństwo nie upłynęło mu na intensywnej pracy mad własnym rozwojem. Efekty? André Stern nie ma żadnego wykształcenia, dyplomów w szufladzie, pucharów – słowem: niczego, co potwierdzałoby formalnie jego kwalifikacje – ma jednak coś, czego nikt nie śmie kwestionować.
– Nie mam żadnych kwalifikacji – wyznał z rozbrajającą szczerością w auli toruńskiej szkoły muzycznej. – Mam kompetencje – dodał.
To zaczynamy: Stern jest gitarzystą, kompozytorem, lutnikiem, dziennikarzem, programistą, informatykiem, autorem książek oraz światowej sławy mówcą. Przez większą część życia utrzymywał się z muzyki – komponował i grał podczas przedstawień w grupie teatralno-tanecznej. Przewodniczy też Instytutowi Arno Sterna, prowadzi wykłady i warsztaty pedagogiczne na całym świecie. Posługuje się biegle pięcioma językami, w tym niemieckim, francuskim i angielskim. Jest szczęśliwym mężem, wychowuje dwoje dzieci, które… też nie chodzą do szkoły.
W jaki sposób André zdobył tyle kompetencji? Zapytany, powiedziałby, że nigdy się nie uczył, a zawsze świetnie się bawił, co umożliwiło mu optymalny rozwój. Bohater filmu „Alfabet” przekonuje, że zabawa jest kluczowa w procesie uczenia się, a rozwój dziecka leży w jego naturze. Stern zachęca więc do bezwarunkowego zaufania dziecku, a powszechną standaryzację i rywalizację proponuje zastąpić spontaniczną aktywnością, dzięki której młody człowiek może rozwijać się w indywidualny sposób i we własnym tempie.
Wielu ludzi znających historię André, twierdzi, że jako dziecko musiał wyróżniać się szczególnymi zdolnościami i miał wyjątkowych rodziców, co przełożyło się na sukces. „Byłem bardzo zwykłym dzieckiem. Każde dziecko mogłoby przeżyć coś podobnego”[2] – mówi o sobie w ednej z książek. „Jeśli dzieci zostawia się w ich żywiole, zabawie, są bez wyjątku genialne”[3] – dodaje w innej publikacji.
Warto zauważyć, iż André zaczął płynnie czytać i pisać, dopiero gdy miał 10 lat. Jako mały chłopiec nie wykazywał zainteresowania lekturą, a rodzice nie zmuszali go do niej. Nabywał w tym czasie wiele innych umiejętności, np. opanował do perfekcji rozpoznawanie marki samochodu po kształcie reflektorów i po dźwięku silnika. Nie rozróżniał zabawy od nauki. Jego dzień wypełniały rozmaite zajęcia w domu i poza nim. Część dnia była improwizowana, część zaplanowana – zawsze jednak robił to, na co miał w danym okresie życia ochotę.
Jak już nauczył się czytać i pisać, pochłaniał książki oraz specjalistyczne czasopisma. Zaczął nawet wydawać własną gazetkę – biuletyn rodzinny, który wysyłał regularnie dziadkom. Kilka lat później założył pismo dla dzieci. W wieku 12 lat miał tydzień wypełniony takimi zajęciami jak: malowanie z ojcem w plenerze, 4 godziny fotografii (technik fotografowania i obróbki zdjęć w laboratorium), kilka godzin metaloplastyki, 4 godziny lekcji tańca, 2 godziny wschodniej sztuki walki Kalaripayat. Ponadto uczęszczał na kurs tkacki, garncarstwo, intensywnie uczył się algebry oraz chodził do Collège de France na wykłady z egiptologii, mediewistyki i socjologii. Odkąd pamięta, jego życie wypełniała muzyka. Gdy uczył się grać na gitarze, ćwiczył po 8 godzin dziennie. Opanował też sztukę budowania gitar – dziś gra na dziesięciostrunowej gitarze własnoręcznie przerobionej z sześciostrunowej.
Wbrew pozorom rodzice André nie mieli traumatycznych doświadczeń związanych ze szkołą, byli bardzo dobrymi uczniami. Na dodatek całe dorosłe życie zajmowali się edukacją. Ojciec uczył rysunku, matka, po studiach humanistycznych, pracowała w przedszkolu. Stwierdzili jednak, że ich dzieci pójdą własną ścieżką – zgodną z indywidualnymi potrzebami.
I tak doszliśmy do najważniejszej k o m p e t e n e c j i, jaką miał nabyć André. Jest nią umiejętność bycia szczęśliwym. Paradoks z „wychowywaniem do szczęścia” zdaniem Sterna polega na tym, że wszyscy chcemy, by nasze dzieci były szczęśliwe i wyrosły na spełnionych dorosłych, a „chcemy tego tak bardzo, że zapominamy żyć na ich oczach jak spełnieni i szczęśliwi dorośli”[4]. André miał ten przywilej, że wychowywali go ludzie, którzy mieli pasje i tyle zachwytu w sobie, że nie było już miejsca na porównywanie, osądzanie, brak zaufania czy inne toksyny, którymi często karmi się dzieci. I pewnie na tym polega sekret udanej edukacji i rodzicielstwa. I pewnie tym samym należy tłumaczyć niezwykłą, wręcz hipnotyzującą, charyzmę André.
– André Stern zachwycił mnie swoją historią i osobowością. To zadziwiające, jak otwarty potrafi być człowiek nieskażony uprzedzeniami, wykluczeniem czy ocenianiem. Cudownie było słuchać tego człowieka młodego duchem, pełnego wiary w ludzi, miłości i pasji. Jego historia dowodzi, że rozwój kompetencji jest łatwiejszy, kiedy nie jest hamowany i o tym powinno się pamiętać, szczególnie w edukacji – powiedziała p. Aleksandra Gomulska.
– Perspektywa, z jakiej André spogląda na świat, sposób postrzegania dziecka, postawa szacunku i zaufania do młodego człowieka, zachęcają, by zamienić szkolne obowiązki na czas swobodnej zabawy, rozwijanie zainteresowań i predyspozycji. I choć taka zmiana w naszym systemie edukacyjnym jest na razie raczej niemożliwa, to mam cichą nadzieję, że kiedyś szkoła będzie miejscem, w którym będziemy uczyć się poprzez działanie i rozwiązywanie realnych problemów. Uważam, że właśnie tak zdobywa się określone kompetencje. Człowiek staje się ekspertem, gdy uczy się życia, podążając za swoją pasją – dodała p. Kinga Drzewiecka.
W „Zabawie” Stern podpowiada, co możemy zrobić, by podtrzymać w człowieku wrodzone zamiłowanie do nauki. Swoje obserwacje popiera dokonaniami Kena Robinsona, neurobiologa Geralda Hüthera, psycholożki Kathriny Saalfrank czy reżysera Erwina Wagenhofera. André nie propaguje jednego, wybranego modelu edukacji. Nikomu też nie daje gotowych recept na wychowanie dziecka. Jedyne, co uważa za niezbędne do budowania prawidłowej relacji z nim, to szacunek i zaufanie. Wbrew pozorom autor „Entuzjastów” nie nawołuje też do likwidacji szkół systemowych. Zamiast tego namawia do refleksji, do nieulegania z góry narzuconym wzorcom.
„Wciąż muszę podkreślać, że nie walczę o likwidację instytucji szkoły, i tak czy owak nie mogę zaproponować uniwersalnego rozwiązania. Wręcz przeciwnie, wierzę tylko w rozwiązania indywidualne! Ale żeby je znaleźć, trzeba dać ludziom pełny obraz sytuacji. Tylko w tym celu spisałem swoją historię”.[5] (krm)
*Zdjęcie zapowiadające artykuł pochodzi z profilu André na Facebooku.
PS Zainteresowanym polecamy – jeśli ktoś jeszcze nie oglądał – film „Alfabet”. W dokumencie występują m.in. André Stern oraz jego ojciec Arno Stern, założyciel słynnej pracowni malarskiej Malort.
[1] AndréStern …i nigdy nie chodziłem do szkoły, Gliwice 2021.
[2] A. Stern … i nigdy.
[3] A. Stern Zabawa. O uczeniu się, zaufaniu i życiu pełnym entuzjazmu, Gliwice 2019.
[4] Tamże.
[5] A.Stern …i nigdy nie chodziłem do szkoły.


