Youtuber i surrealista
Kto zna Igora Szymoniaka? Wszyscy? Niektórzy? Nikt go nie zna. On jeszcze sam siebie nie zna. Zaczynał jako skromny uczeń, potem poszedł w youtubowanie, kręcenie filmów, a skończył… Marnie? Nie jest źle. Teraz pisze teksty. Nuda? Surrealistyczne.
Z surrealizmem jest jak z teorią względności Einsteina, wszyscy coś o TYM słyszeli, ale prawie nikt nic z TEGO nie rozumie. Na szczęście niektórzy próbują…
Igor Szymoniak, jak nie ma nic do roboty, jest uczniem klasy III a. Tej, co to z surrealizmem brała się bary i zapis automatyczny praktykowała. Wszelaki inny zapis też. W końcu to nadrealistyczne być miało. I niektórym wyszło. Pewnie wszystkim, ale nie wszyscy mają takie surrealistyczne podejście do siebie, żeby owoce niczym nieskrępowanej wyobraźni swej w wirtualu upubliczniać. Ale Igor… Igor tak! Zgodził się i tym sposobem możecie Państwo poznać próbkę możliwości pisarskich Technixa. Zapraszamy do lektury tekstu, który na razie drzemie sobie słodko. Obudźcie go! (surr-krm-listka)
Droga przez mękę
Obudziłem się w nocy. Usiadłem na łóżku. W pokoju było ciemno. Zza okna dochodziły jedynie nikłe prześwity księżyca zza chmur. Wstałem, lecz szybko usiadłem, bo nadepnąłem na klocek. Zawsze znajdzie się jakiś klooocek pod nogą!
– Ała! – krzyknąłem. Może to było inne słowo. Pewnie tak, ale i tak by nie oddało tego, co czułem, więc mogę je sobie odpuścić.
Bolało. Bolało tak mocno, że (uwaga!) postanowiłem znów wstać i otworzyć okno. Źle zrobiłem. Nadepnąłem na samochodzik leżący na podłodze. Zawsze znajdzie się jakiś samochodzik pod nogą!
– Ała! – znów krzyknąłem, ale tym razem głośniej. – Co za…! Tu muszę się ocenzurować. Zresztą, jakie to ma znaczenie. Boże, chyba się powtarzam, jak za(o)błąkany kierowca na rondzie.
Zza drzwi zaczęły dobiegać dziwne dźwięki. Postanowiłem wstać jeszcze raz. Ale że jestem cwany, to tym razem na czworaka. Głosy były coraz bardziej słyszalne. Gdy byłem już o krok od drzwi, usłyszałem:
– Hasło! – powiedział stanowczo głos wydobywający się zza drzwi.
– A kto mówi? – zapytałem i nie trzeba było długo czekać, żebym poczuł się jak skończony idiota.
– No, co ty, nie wiesz? – wyraził swe jaśniepańskie oburzenie głos, który powoli już Głosem właściwie się stawał.
Powiedziałem, że nie znam, a on (jaśnie pan wielmożny) nadal powtarzał:
– Hasło! Hasło! Hasło!
Nie wytrzymałem (bo kto by wytrzymał z tym jaśnie księciuniem wielkim jak caryca też Katarzyna) i krzyknąłem:
– Hasło to ci się na głowie roztrzasło!
Głos ucichł nagle. Jaśnie oświecony królewicz pan Dunaju i ruczaju zamknął się wreszcie.
– Dobrze! Hasło zaakceptowane!
Matko, ratuj – pomyślałem. Na szczęście ta czynność nie trwała zbyt długo, bo po co styki przegrzewać, tym bardziej że niedługo sezon grzewczy się rozpoczyna i do pieca nie trzeba będzie dokładać…
Po chwili drzwi otworzyły się tak szybko, że uderzyły mnie w głowę. Co było dalej? Ja nie wiem. Dokąd zbiegła? Darmo śledzić. Matko, Mickiewiczem bredzę. Ciemność, ciemność widzę! Zemdlałem.
Autor: Igor Szymoniak
Red. Katarzyna Roszak-Markowska